za_tęczą
Dołączył: 28 Maj 2011
Posty: 330
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: któż to wie... Płeć: Kobieta
|
|
Kochani, ja się nie boję.
Chodzi o to, że u Newtona właśnie nie doczytałam się na razie niczego o tzw. złych duchach, w przeciwieństwie do Prątnickiej, która praktycznie wszystko, co idzie w życiu nie tak, tłumaczy nawiedzeniem.
Kiedy J żył, często mówił, że "coś go obsiada", że czuje czyjąś obecność, zmieniał wtedy swoje zachowanie. Większość takich rzeczy przypisywałam jego chorobie, może tak było mi wygodniej? A może on był chory i wydawało mu się czasem coś, co nie było prawdą.
Teraz usiłuję dociec, czy on jednak naprawdę nie czuł wtedy czegoś niedobrego, nie wiem, jak określić granicę między schizofrenią a nadwrażliwością, wyczuleniem na inne byty.
Czasem mówił, że pewne niedobre rzeczy w jego życiu zaczęły się po śmierci jego mamy, za życia byli bardzo związani. Ale twierdził, że po jej śmierci wiele rzeczy się mu skomplikowało.
Mówił coś o jakimś duchu, mówił o nim per "ona", pewnego razu zarzucił mi, że "ona" weszła we mnie, że ją widzi. Kłóciliśmy się wtedy. Nie wiedziałam, o co mu chodzi, kompletnie, przestraszyłam się.
Był numerologiczną "mistrzowską 33".
Teraz, gdy go nie ma, ja nie widzę u siebie, nie wiem, wstrętu do krzyża, nie władam obcymi językami. Natomiast w jednej chwili zmieniło się moje nastawienie do mnóstwa rzeczy.
Dotąd nie do końca go rozumiałam w niektórych kwestiach, czasem wcale nie pojmowałam, nie utożsamiałam się z jego niektórymi wypowiedziami.
Teraz... nie mogę pojąć sama siebie! Z tamtego czasu. Bo nagle zmienił mi się punkt widzenia i zaczęłam mieć takie samo zdanie jak on na większość spraw.
I to jest tak: czuję się stale zagrożona, nie czekam na nic dobrego, nie mam nadziei na lepszy los, nie interesuje mnie to, co dotąd, natomiast nagle intensywnie zaczęłam myśleć o duchach, zaświatach, śmierci, przestałam planować, wycofałam się, pragnę tylko spokoju. Łapię się na myśli, że nie powinno mnie tu być, że nie chce mi się dłużej walczyć, że czekam aż odejdę TAM, gdzie są WSZYSCY. Ludzkie sprawy wydają mi się w większości nic nie warte, poza tymi ostatecznymi - narodziny, śmierć, miłość. Nie zważam, co jem, zaczęłam znów palić po długiej przerwie, kiedy to czułam wstręt do papierosów i szkodziły mi, trochę dokucza mi serce, jelita - tak samo było z J. Nigdy nie byłam wulkanem energii ani optymizmu, ale teraz to całkiem co innego.
I stąd moja refleksja. być może ten duch, o którym on mówił, został tu, przy mnie? Być może on to powoduje?
W diabła nie wierzę, o demony pytałam z ciekawości, natomiast jestem ciekawa, czy coś rzeczywiście się nas czasem nie czepia.
A może po prostu jestem w depresji. Tyle że po śmierci Mamy też byłam, ale w pewnym momencie wiedziałam, że muszę iść dalej, otrząsnęłam się. Nie miałam takich odczuć. Teraz to trwa już dość długo.
|
|