Forum www.polana.fora.pl Strona Główna   www.polana.fora.pl
Forum dyskusyjne Życie po życiu, Kontakt ze Zmarłymi, Odzyskiwanie Dusz, Oczyszczanie Energii, Egzorcyzmy, Świadome Śnienie, Oobe, Radykalne Wybaczanie, Rozwój Duchowy
 


Forum www.polana.fora.pl Strona Główna -> Gdybanie :); systemy filozoficzne. -> ORME
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post ORME - Wysłany: Śro 16:16, 30 Mar 2011  
ZBW




Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz



Dzień Dobry (takie polskie ALOHA)

Rozpoczynam przegląd informacji ogólnie dostępnych z jakimi udało mi się zapoznać. (wnioski jakie się same nasuwają i ocenę pozostawiam czytającym prezentowany materiał).
Dodam iż osobiście jeszcze nie zajmowałem się wytwarzaniem ORME, lecz jeśli odczuję taką potrzebę zrobię to bez wahania.
Raczej korci mnie aby zastosować tą znaną obecnie 'technologię' czy nawet domowe sposoby do poprawy jakości gleby czy ziemi w ogródku lub na skalę większą może w lesie lub rolnictwie (UWAŻAM IŻ SĄ TU OLBRZYMIE MOŻLIWOŚCI – i warto aby przynajmniej tutaj na szeroką skalę zastosowano ORME bez straszenia innych o jakoby – no właśnie czym???????).

Metodą teleradiestezyjną sprawdziłem natomiast wielokrotnie jakie są możliwości przesłania wibracji ORME (szczególnie zwróciłem uwagę na: ORME Platinium, ORME Ruthenium, ORME Iridium, ORME Rodium (dodam iż wibracja samego rodu jest również anty-rakotwowa) – a badając praktycznie jak to działa (wystarczyła mi sama znajomość dokładnej nazwy tego co chcę przesyłać i komu – odległość jest tu bez znaczenia) okazało się iż po okresie maksymalnie do 45 dni (przesyłania wibracji raz dziennie) w wielu przypadkach odnotowałem znaczną poprawę zdrowia osoby która takiej pomocy potrzebowała.
Były też przypadki iż brak było (lub taka informacja do mnie nie dotarła) o poprawie, lecz jeśli osoba taka była jednocześnie poddana chemioterapii etc. (to raczej nie należało spodziewać się rewelacji).
Były też przypadki gdy rak zniknął – lecz pacjent umierał po jakimś czasie z innych przyczyn (w tym momencie zdałem sobie sprawę z prawdziwości obserwacji innych, opisujących podobne sytuacje – iż jeśli komu jest pisane; iż ma odejść, to raczej odejdzie.

Na dzień dzisiejszy uzdrawianie kogokolwiek przestało mnie interesować i jak już wspomniałem bardziej jestem zainteresowany zastosowaniem tej wiedzy w ogrodzie czy sadzie, niż dla poprawy zdrowia innych, dlaczego? - zaobserwowałem iż większość po wyzdrowieniu powraca do poprzedniego trybu życia, który przecież doprowadził ich do choroby.

Dlatego też staram się skierować tok myślenia innych na zmianę nawyków i samodzielne myślenie, analizowanie i zdobywanie wiedzy a następnie praktyczne wykorzystanie jej do spowodowania wystąpienia pozytywnych zmian – zdaję sobie też sprawę iż dla wielu następna szansa będzie już może w kolejnym wcieleniu (cóż beton często jest zbrojony dodatkowo prętami stalowymi – co powoduje iż wręcz niemożliwością jest coś tu zrobić).
Liczę jednak na otwarte umysły i chęci do praktycznego działania młodych, których w internecie jest na szczęście przeważająca większość.

Polecam wszystkim których interesuje poważnie ORME zapoznanie się z tym tak bardzo interesującym tematem.
Zamieszczę trochę informacji, które być może zainteresują i tych dla których temat jest jeszcze nie znany.

NEXUS nr3(71) 2010 wydanie polskie
Poszukiwanie eliksiru nieśmiertelności – Robert E. Cox 2009 (Tytuł oryginalny: „Search for the Elixir of Immortality: The Philosopher's Stone”, (New Dawn, nr 118 i 119)

(od str.31):
Ludzie od tysięcy lat poszukują magicznych substancji, które pozwoliłyby im przedłużyć życie. Czy współcześnie odkryty Ormus – biały proszek złota – jest tym, czego poszukiwali alchemicy?
(...)
W owym czasie David gromadził środki na budowę dużego zakładu mającego wytwarzać ORME-y na skalę przemysłową.
(...)
Do akcji wkroczyła EDP (Environmental Protection Agency – Agencja Ochrony Środowiska), która zamknęła zakład i kazała przenieść go w miejsce położone w odległości co najmniej 10mil od miasta, tak by nie zagrażał zamieszkałym terenom. W rezultacie David przeszedł kilka ataków serca i żona zagroziła mu rozwodem, jeżeli będzie kontynuował swoje przedsięwzięcie. Ostatecznie, porzucił swoje marzenia i wrócił do farmerstwa.

W roku 2002 Don zaprosił mnie do pracy w swoim laboratorium w Utah. Wraz ze wspólnikiem planowaliśmy kontynuować dzieło Davida, oczywiście za jego wiedzą i zgodą. Wkrótce po tym, jak przeprowadziłem się do nowego domu, Don dostał zawału i nie był w stanie kontynuować prac osobiście. Postanowiłem jednak zostać i prowadzić te badania dalej w ścisłej współpracy z Donem.

Tak oto, zrządzeniem losu poznałem utrzymywane w tajemnicy i pominięte przez Davida w jego wnioskach patentowych procesy, dzięki którym występujące w naturze ORME-y są pozyskiwane z rud wulkanicznych, a czyste metale przekształcane w nie z pomocą mokrych metod chemicznych.

W roku 2008 musiałem przerwać współpracę z Donem, aby zaopiekować się swoja matką, która zapadła na chorobę Alzheimera. W roku 2009 wydałem najnowszą książkę zatytułowaną The Elixir of Immortality: A Modern-Day Alchemist's Discovery of the Philosopher's Stone (Eliksir nieśmiertelności – odkrycie kamienia filozoficznego przez współczesnego alchemika). W oryginalnym tytule zamiast słowa „odkrycie” widniało „poszukiwanie', które wydawca zmienił w celach marketingowych, nie bacząc na moje sugestie i zastrzeżenia.
(...)
Najstarszymi znanymi metalami są złoto, srebro, miedź, antymon, żelazo, ołów, rtęć, które powszechnie były symbolizowane przez siedem planet lub siedem boskich gór i którym przypisywano różne kosmiczne oraz duchowe właściwości. O ile same metale były powszechnie znane, to już kopalnie, w których wydobywano zasobną w metal rudę, oraz procesy stosowane do jej oczyszczania i wytwarzania różnych stopów stanowiły pilnie strzeżoną tajemnicę.

Na przykład w starożytnym Egipcie wszystkie kopalnie należały do rodzin królewskich, a ich pracę nadzorowali kapłani. Do wydobywania rudy można było zatrudniać zwykłych robotników. Z kolei pozyskiwanie z niej metali oraz wytwarzanie stopów uważano za świętą wiedzę, którą posługiwać się mogli wyłącznie kapłani i wyznaczeni przez nich rzemieślnicy zaprzysiężeni na dochowanie tajemnicy. Omawiając sekretne praktyki Egipcjan związane z obróbka metalu, jeden z najwcześniejszych autorów hellenistycznych napisał: „prawo Egipcjan zabrania przedstawiania tej wiedzy na piśmie”.
(...)
Chcąc zabezpieczyć i utrzymać swoje pozycje, rządzące elity musiały zachować ścisłą kontrolę nad wydobywaniem oraz przetwarzaniem metali.

Utrzymanie tego wszystkiego w głębokiej tajemnicy miało jeszcze jedną przyczynę. Starożytni wierzyli, że pewne metale, takie jak złoto, antymon i rtęć, mogą służyć do wytworzenia uduchowionej postaci materii – eliksiru nieśmiertelności. Lub pokarmu bogów – której spożycie wyzwala ogromne moce duchowe. Ponieważ zaś starożytni władcy byli postrzegani jako ucieleśnienie Boga na Ziemi, ich autorytet pozostawał nierozerwalnie związany z potęgą ducha.
(...)
tysiące lat później, w średniowiecznej Europie, te pradawne praktyki otrzymały miano „alchemii”, którą zwie się też niekiedy „sztuka królewską”, jako że u zarania dziejów służyła ona umacnianiu władzy królów.

Starożytne badania alchemiczne były bardziej niż cokolwiek innego otoczone ścisłą tajemnicą, ponieważ to dzięki uzyskanym na ich drodze eliksirom klasy rządzące utrzymywały swoją duchową władzę nad masami i wiedziały, jak rządzić ludem.
(...)
Jest rzeczą oczywistą, że początkowo praktyki alchemiczne nie skupiały się na przemianie zwykłych metali w złoto, co mocno zdominowało europejską alchemię. We wcześniejszych badaniach koncentrowano się raczej na opracowaniu tajemniczego eliksiru, którego spożycie miało pozwolić śmiertelnikowi uzyskać nieśmiertelność.

Starożytni zdawali sobie sprawę, że taki eliksir może zostać wykorzystany do przekształcenia zwykłego metalu w złoto, lecz o wiele bardziej interesowały ich korzyści duchowe niż ekonomiczne takiego wynalazku.

Tradycyjny aforyzm hinduskiej alchemii powiada: „Jako w metalach, tako i w ciele”.

Przesłanie tego powiedzenia jest następujące: „Eliksir powinien najpierw być sprawdzony na metalach, a dopiero później na ludzkim organizmie. Jeśli pod wpływem eliksiru zwykłe metale zamieniają się w złoto, to śmiertelne ciało uzyska nieśmiertelność.
(...)
W niniejszym artykule rozpatruję, czy możemy postawić znak równości między tym eliksirem, legendarnym kamieniem filozoficznym, a ORME-ami.
(...)
Po arabsku ruda antymonu nazywa się kohl, co oznacza także „ducha”.
(...)
Wierzono, że w rudzie antymonu tkwi „duch metali”, którego można wydobyć przez fermentację i destylację metali.

Podobnie „duch roślin” nosi nazwę alkohol (al + kohl) i był otrzymywany w drodze fermentacji oraz destylacji pewnych roślin.. Na przestrzeni wieków wykształciły sie dwie wyraźnie rozróżnialne tradycje alchemii. Jedna z nich to alchemia metali, a druga – alchemia roślin. O ile alchemia roślin wytwarza alkohol, który prowadzi do zatrucia organizmu, a tyle alchemia metalu stawia sobie za cel uzyskanie eliksiru pozwalającego osiągnąć duchowe oświecenie.
(...)
W rzeczy samej wedyjskie teksty w odniesieniu do eliksiru używają terminu soma oznaczającego pokarm lub napój bogów, jak też i tych, którzy oddają bogom cześć. Soma nazywana była również rasa albo „eliksirem”. Jeden z riszich (proroków) Rigwedy powiada:

jako jeden ze znających tajemnicę kosztowałem miodowego
napoju (soma), który daje natchnienie i wolność,
napoju, którego pragną zarówno bogowie, jak i śmiertelnicy,
a który zwie się rasa. Piliśmy somę, staliśmy się nieśmiertelni;
poszliśmy ku światłu, znaleźliśmy bogów.

Podobieństwa pomiędzy alchemią metalu i alchemią roślin spowodowały zamęt w głowach wielu początkujących adeptów Sztuki, co nie dziwi, ponieważ do opisu tajemnych materiałów oraz procesów metalurgicznych często wykorzystywano symbolikę roślinną.
(...)
Chociaż wedyjska tradycja Indii kojarzona jest na świecie głownie z praktyką medytacji, ćwiczeniami oddechu oraz jogą, tak naprawdę w Rigwedzie są one ledwie wspomniane. Jej tekst wskazuje natomiast jednoznacznie, że w czasach, gdy powstawała, podstawowym sposobem duchowego rozwoju było wytwarzanie i spożywanie soma – zaginionego eliksiru nieśmiertelności. A jeśli tak, to należy stwierdzić, że alchemiczne praktyki towarzyszyły człowiekowi od zarania dziejów.

Pierwiastki ORME a alchemia

Odkrycie pierwiastków ORME przez Davida Hudsona pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku stało się w pewnych kręgach alchemicznych przełomowym wydarzeniem, które przyczyniło się do rozwoju całego przemysłu wytwarzającego środki przeznaczone do spożywania przez człowieka, na potrzeby rolnictwa oraz dla lecznictwa energetycznego.
(...)
Nie ulega wątpliwości, że jednoatomowe złoto odznacza się niezwykłymi i zarazem dobroczynnymi właściwościami. Osobiście wytwarzam i badam ten materiał od ponad dziesięciu lat. W roku 2000 wysłałem jego próbkę do badań zaprzyjaźnionemu biochemikowi z tytułem doktora immunologii pracującemu dla dużego koncernu farmaceutycznego, który zgodził się przeprowadzić sześciotygodniowe badania na laboratoryjnych myszach na własny koszt.

Jak później stwierdził, rezultaty były zdumiewające. Po pierwsze, nie wykrył śladów toksyczności. Po drugie, ten materiał wzmacniał system odpornościowy myszy bardziej niż jakikolwiek podawany doustnie środek opisany dotąd w fachowej literaturze.

Był przekonany, że po opublikowaniu wyników badań amerykański Urząd ds. Żywności i Leków (Food and Drag Administration; w skrócie FDA) zakwalifikowałby tę substancję raczej do kategorii „leki” niż „suplementy mineralne”, a wtedy trzeba byłoby wydać miliony dolarów na długotrwałe badania i testy, zanim ten środek stałby się ogólnie dostępny. W rezultacie postanowił zachować milczenie w tej sprawie, aby każdy mógł skorzystać z tej substancji.
(...)

Lśniący czerwony pigment uzyskiwany z czystego złota był używany przez templariuszy do barwienia szkła witrażowego w ich gotyckich katedrach rozsianych po całej Europie. Templariusze strzegli tego sekretu jak oka w głowie, ponieważ ten pigment był uzyskiwany na drodze praktyk alchemicznych.
(...)
Jedynym kwasem zdolnym rozpuścić złoto jest aqua regia („woda królewska”) stanowiąca kombinację kwasu solnego i azotowego. Złoto można również rozpuścić w płynnej rtęci i roztopionym antymonie. Rozpuszczanie złota w kwasie zyskało miano „mokrej metody”, natomiast rozpuszczanie przy użyciu płynnych metali „suchej metody”.
(...)
Alchemiczne procesy uzyskiwania dwuatomowego i jednoatomowego złota z pomocą roztopionego antymonu przedstawiłem w mojej książce The Elixir of Immortality: A Modern-Day Alchemist's Discovery of the Philosopher's Stone. W odróżnieniu od metody Hudsona, która bazuje na użyciu kwasów, jednoatomowe złoto uzyskane tą drogą nie wymaga wyżarzania w osłonie obojętnego gazu w celu otrzymania chemicznie czystej formy ORME.
(...)

Biała i czerwona siarka pełnią rolę nasion złota, z których w naczyniu niczym roślina wyrasta eliksir. Początkowo cały materiał robi się czarny, by po upływie dziewięciu miesięcy zmienić barwę na białą. W kolejnej fazie zieleniej , potem żółknie i na koniec staje się ciemnoczerwony.

Eliksir dowolnego koloru (po zakończeniu fazy czarnej) był uznawany za zdatny do zażywania przez ludzi, ponieważ uważano, że „metaliczna' natura złota oraz rtęci zanika w fazie czarnej (rozpuszczania), dzięki czemu te metale nie mają już swoich poprzednich właściwości i w związku z tym nie są już trujące.

Szczególna uwagę przywiązywano do eliksirów białego i czerwonego, które uznawano odpowiednio za strawę dla ciała i ducha. Biały eliksir, uzyskiwany przed nadejściem fazy czerwonej, był nazywany lekarstwem pierwszej potrzeby. Jednak by ukryć wiedzę o nich przez nie wtajemniczonymi, alchemicy celowo mieszali w swoich księgach pojęcia, tak że trudno nieraz odgadnąć, czy mowa jest o białej i czerwonej siarce – materiałach wyjściowych – czy o białym i czerwonym eliksirze – produktach końcowych.
(...)
Według starożytnych kamień filozoficzny to nie tylko najbardziej dojrzała i najwyższa forma materii, ale również substancja w pełni uduchowiona, emanująca zarówno siłą życiową, jak i świadomością. Poprzez spożycie owej cudownej substancji (w małych ilościach) lub nawet nosząc ją tylko przy sobie, dusza doznawała oświecenia boskim światłem i ulegała głębokiemu oczyszczeniu, co zapewniało doskonałe zdrowie, długowieczność, mądrość oraz duchową nieśmiertelność.

Moja książka ma na celu omówienie językiem współczesnej nauki teorii procedur oraz materiałów wykorzystywanych do wytwarzania tej tajemniczej substancji, tak by stała się ona dostępna przyszłym pokoleniom, zwłaszcza że nadchodząca Era Wodnika ma być nową Erą Alchemii.

O autorze:
Robert E. Cox uzyskał tytuł magistra w zakresie Studiów Wedyjskich w Instytucie Kreatywnej Inteligencji w Szwajcarii. Przez 9 lat prowadził życie mnicha pustelnika i w tym czasie otrzymał intuicyjną wiedzę na temat struktury i dynamiki świadomości, co zainspirowało jego dalsze badania, jest autorem kilku książek, w tym The Pillar of Celestial Fire (Filar niebiańskiego ognia), Creating the Soul Body: The Sacred Science of Immortality (Tworzenie duchowego ciała – święta nauka i nieśmiertelność) i najnowszej The Elixir of Immortality: A Modern-Dey Alchemist's Discovery of the Philosopher's Stone (Eliksir nieśmiertelności – odkrycie kamienia filozoficznego przez współczesnego alchemika) . Mieszka w Arizonie w USA.”

Pozdrawiam
Zbyszek


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 17:29, 15 Lip 2011  
ZBW




Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 313
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz



Dzień Dobry

W dwumiesięczniku NEXUS nr2(28) z 2003r artykuł: BIAŁY PROSDZEK ZŁOTA (cześć 4) David Hudson 1995 - na str.41 jest coś takiego:

„...Otóż, po wysłuchaniu pańskiego wykładu nagranego na magnetofonie, o Mannie i innych rzeczach , zaczęliśmy studiować świętą geometrię, zastanawiając się nad starożytnymi piramidami oraz rzeczywistym przeznaczeniem królewskich komór w Wielkiej Piramidzie, które zapewne pan zna, ponieważ było to miejsce, w którym odbywał się Rytuał Przejścia. Nasi przyjaciele, Marion i Dean Hardy, którzy są członkami Stowarzyszenia Sokratronicznego [Socratronics Assotiation], napisali na ten temat książkę The Pyramid Energy [Energia piramid].
DH: Ta pani była trzy dni temu w Phoenix i widziała się ze mną.
PYTANIE: Otóż, zadzwoniliśmy do Marion i Deana i powiedzieliśmy im, że skoro mają w swoim podwórku tę swoją 24-stopową [7,2m] piramidę, czemu nie wezmą kawałka czystego złota i nie umieszczą go w miejscu, w którym w Wielkiej Piramidzie znajduje się komora królewska, i nie sprawdzą, co się z nim stanie. Na to Dean oświadczył: „No, rzeczywiście nie używamy obecnie tej piramidy do niczego”. Wzięli więc szklankę destylowanej wody i zawiesili nad nią mały kawałek złota. Była to złota moneta, Krugerrand *. Zawiesili ją nad szklanką destylowanej wody i zostawili na trzy dni. Kiedy Dean wrócił tam, znalazł na Krugerrandzie miodową rosę. Zanurzył więc Krugerranda w szklance z destylowaną wodą i wypił ją. Otóż, jak się zapewne państwo domyślają, trochę przedawkował. Zaaplikowałem mu więc generalne przeczyszczenie i Dean obecnie utrzymuje, że czuje się, jakby miał 18 lat. Teraz podają to pewnym ludziom, swoim chorym przyjaciołom, i uzyskują dobre wyniki. Przypuszczam, że opowiedzieli panu o tym.
DH: Powiedziała mi o tym także. I o wynikach, jakie uzyskuje.
PYTANIE: To bardzo interesujące, że dokładne umieszczenie sarkofagu w komorze królewskiej i zawieszenie kawałka złota w piramidzie wytwarza rosę lub nie oczyszczona wersję, jak sądzę, tej...
DH: Nie wiem, czy czytał pan o Wielkiej Piramidzie. Otóż, kiedy otwarto komorę królewską, okazało się, że jest zupełnie pusta, z wyjątkiem białego proszku rozsypanego po całej komorze.
PYTANIE: Tak, tego białego proszku było w sarkofagu tak dużo, że doszli do wniosku, iż kładły się w nim tysiące ludzi, odbywając ten rytuał. Ponieważ.... czy na czole, tutaj, nie powstaje wydzielina, która wydobywa się z czoła i powoduje akumulację białego proszku?
DH: Nie wydaje mi się, aby tak było. Myślę, że to ta rozsypana substancja, była tym materiałem, którego używali.” ....

Natomiast w miesięczniku Nieznany Świat nr.6(54) z 1995r jest na str.4-5 artykuł pt: PIRAMIDY? :

„Poznana dotychczas konstrukcja wewnętrzna Wielkiej Piramidy zawiera w sobie wszystkie elementy (układy) radiestezyjne niezbędne do uzyskania ściśle wyselekcjonowanego wąskiego „subpromieniowania” zieleni ujemnej. W tym miejscu należy zaznaczyć, że francuski radiesteta Enel badał promieniowanie zieleni ujemnej i stwierdził, że nie można mówić o jakimś wąskim paśmie tego promieniowania; że jest to raczej całe widmo, składające się na promieniowanie, które umownie nazywamy „kolorem” zieleni ujemnej. Przeprowadzając doświadczenia terapeutyczne, wydzielił on z widma Z- „subpromieniowanie” odchylone od osi Z- o kąt 6º15' w stronę „koloru” czarnego. Należy pamiętać, Że Chaumery i de Belizal stwierdzili, iż Wielka piramida od strony południowej promieniuje „kolorem” czarnym. „Subpromieniowanie” to Enel nazwał promieniowaniem alfa i stwierdził jego lecznicze właściwości w wielu odmianach raka. (...)
Usytuowanie geometryczne komory królewskiej w stosunku do osi pionowej Wielkiej Piramidy ma kapitalne znaczenie. Jak pamiętamy komora królewska jest przesunięta o około 10 metrów w kierunku południowym. (...)

Można więc powiedzieć, że Wielka Piramida w Gizeh była gigantyczną kamienną „bombą kobaltową” zaginionej cywilizacji Atlantydów, służącą między innymi do leczenia raka, a sarkofag Chufu pełnił w niej rolę „stołu operacyjnego”.”

Warto zwrócić uwagę na to iż gdy mamy kulę to właściwie mamy każdy dostępny „kolor” i tak przykładowo wahadła uniwersalne jakie ręcznie od lat produkuje przykładowo firma „Baj” w warszawie pozwalają na bardzo dokładne określenie dowolnego promieniowania w tym „subpromieniowania alfa” wspomnionego wcześniej.

Oczywiście jest wiele innych sposobów na uzyskanie tego i innych promieniowań lecz biorąc pod uwagę iż zbyt wielu głupców zagląda także do internetu - w związku z tym pominę te informacje milczeniem.

Wspomnę jeszcze o tym co znajduje się w książce którą właśnie wczoraj skończyłem czytać (pierwsze szybkie czytanie – bo jest to tak interesująca pozycja iż z pewnością przeczytam ją ponownie bardzo dokładnie) – jest to: Nic nie zdarza się przypadkiem autor Tiziano Terzani (wydana w 2004r , a w Polsce w 2008)

„Historia tej podróży nie jest dowodem na to, że nie ma lekarstwa na pewne choroby i że wszystko, co uczyniłem, szukając go, niczemu nie posłużyło. Przeciwnie: wszystko, łącznie z samą chorobą, posłużyło bardzo wielu rzeczom. W ten sposób byłem zmuszony zrewidować moje priorytety, zastanowić się, zmienić perspektywę, a przede wszystkim zmienić życie. I to właśnie mogę polecić wszystkim: zmienić życie, żeby się leczyć, zmienić życie, żeby zmienić siebie. Co do reszty, każdy musi przebyć tę drogę sam. Nie ma skrótów, które mógłbym wskazać. Święte księgi, mistrzowie, guru, religie są przydatne, ale tak jak windy, który zawożą nas na górę, pozwalając oszczędzić siły. Ostatni fragment drogi, ta drabinka prowadząca na dach, z którego widać świat, albo na którym można się wyciągnąć i stać się chmurą, ten ostatni fragment – trzeba przejść na piechotę samotnie (...) Żyję teraz tutaj z poczuciem, że wszechświat jest nadzwyczajny, że nic nigdy nie zdarza się nam przypadkiem i że życie to nieustanne odkrywanie.
A ja miałem to szczęście, bo teraz bardziej niż kiedykolwiek każdy dzień jest naprawdę jeszcze jednym obrotem na karuzeli.”

Tyle zamiast wstępu, natomiast jest tu taka ilość rewelacyjnych informacji czy wiedzy iż sam zastanawiam się od czego zacząć (właściwie robię to tylko dlatego iż wiem że ta książka jest już trudna do nabycia i może ta reklama skłoni kogoś do jej przeczytania w całości – a warto zapewniam).

(str.179)
Pomysł podsunęła mi lektura bardzo dziwnej książek, wydanej w Anglii w 1935 roku. Napisał ją niejaki James S. Lee, prawdopodobnie pod pseudonimem. The Underworld of the East jest historia osiemnastu bardzo burzliwych lat spędzonych przez autora na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku w Chinach, Indiach i na Malajach, gdzie jako inżynier pracował dla Anglików w kopalniach węgla. Interesujący jest fakt, że po przeżyciu najbardziej niewiarygodnych doświadczeń z każdym rodzajem narkotyków – od morfiny po kokainę, od opium po haszysz – autor, całkowicie już uzależniony od nałogu i podupadły na zdrowiu, opowiada o tym, że znalazł drogę ocalenia. Pewnego wieczora w małej osadzie położonej u brzegów jednej z rzek w dżungli Sumatry do jego drewnianej werandy podpłynął saman z kilkoma Malajami. Mężczyźni przybyli z głębi wyspy i zaproponowali mu wymianę opium na wiązkę trawy i korzeni. Mężczyzna zgodził się, bo w pęku była roślina, której nigdy wcześniej nie widział: krzewina z małymi pączkami pełnymi nasion.
Nasz bohater zebrał te nasiona, zagotował w wodzie i odparował. W rezultacie otrzymał biały proszek, który wypróbował na białych myszach, dosypując im do jedzenia. Kiedy przeżyły, przeprowadził próbę na samym sobie. Efekt był zadziwiający. Biały proszek uzyskany z nasion wyeliminował działanie wszystkich narkotyków i wyzwolił wielka witalność – zarówno umysłową, jak i fizyczną. Dzięki temu proszkowi mężczyzna wyszedł z nałogu. Później zniszczył strzykawki, maszynki, fajki i wszystko to, bez czego przez całe lata nie mógł się obejść. Odkrył coś cudownego. Nazwał to eliksirem życia.
(...)
Druga książka, którą anonsował James Lee, opisująca inne przygody jego życia, była nieosiągalna, a być może wcale nie wyszła.
(...)
Jeszcze bardziej zaciekawiła mnie reakcja eksperta. Wysłałem kserokopie książki do włoskiego chemika, o którym wiedziałem, że długo zajmował się roślinami, pytając, co myśli o tej sprawie i czy wie o istnieniu takiej rośliny. Odpowiedź była zaskakująca: tak, mogło chodzić o mitragynę. Są to niskie drzewa o niezbyt cenionym drzewie. Wydają one owoce podobne do małych melonów, wypełnione ciemnymi nasionami. Znanych jest dwanaście różnych gatunków tej rośliny. Pewien Amerykanin nazwiskiem Shellard długo je badał w latach siedemdziesiątych i odkrył, że zawierają dziwne alkaloidy, zdolne wywołać dokładnie takie efekty, jakie opisał James Lee. „Dziwi mnie – kończył swoją odpowiedź mój chemik – że zadna firma farmaceutyczna nie wykorzystała rezultatów tych badań. Nie rozumiałem dlaczego”.
(...)


A od str.617 zaczyna się rozdział o wymownym tytule HIMALAJE Pył rtęciowy
(...)
Wyjątkowość jego terapii polegała na tym, że Vaidya Balendu Prakaś nie stosował ziół i roślin, a wyłącznie metale.
(...)
Co innego jednak stosować metale do wyroby naczyń kuchennych, co innego zaś je spożywać. I to, co medycyna zachodnia uważa za ewidentną formę otrucia, kazał robić właśnie Vaidya Balendu. Za pomocą bardzo skomplikowanego systemu, opisanego w kilku tekstach ajurwedycznych, sprowadzał metale do konsystencji proszku i dawał je do picia swoim pacjentom. Przeczytałem, że ze wszystkich metali najczęściej sięgał po rtęć, i to był kolejny powód, dla którego chciałem go spotkać. Rtęć, według mitologii indyjskiej, to sperma Śiwy, „nasienie czystej świadomości”. Czyżby w medycynie praktykowanej przez Vaidyę Balendu Prakaśa było coś, co przekraczało pozory? Jak w alchemii?
(...)
-Witamy w najmniejszym i najbiedniejszym na świecie ośrodku badań nad rakiem – powiedział lekarz, wychodzać mi naprzeciw z uśmiechem.
(...)
Powiedział, że nie był już zainteresowany leczeniem pojedynczych przypadków. Jego priorytetem są teraz badania.
(...)
Wyjął z biurka plik papierów. Było to ponad pięćdziesiąt kart pacjentów, których ostatnio z powodzeniem leczył. Paradoksalnie, powiedział pewną rzecz, która mnie uderzyła:
-Wiem, że kuracja działa, ale nie wiem dokładnie, jak i dlaczego. Nie jestem pewien dawek ani czasu jej trwania.
(...)
Nadeszła chwila, żeby zobaczyć słynne „lekarstwa”. Zadaszenie, które wcześniej widziałem, osłaniało piec, w którym metale „oczyszczane były tysiąc razy”. Otwory w ziemi miały różną wielkość: niektóre były głębokie na dłoń, inne na dwie dłonie, w jeszcze innych dałoby się zagłębić rękę do łokcia. Były to jednostki miary opisane w starych tekstach. Nad każdym otworem ustawiano pod wieczór zamknięty pojemnik z ogniotrwałej gliny. W środku znajdowała się właściwa ilość metalu., która pod wpływem ognia się roztapiała, eliminując stopniowo wszelkie zanieczyszczenia. Rano metal wlewano do kamiennych moździerzy i przez cały dzień ręcznie rozdrabniano. Wieczorem miksturę znów stawiano nad ogniem w otworach, a rano na powrót wracała do moździerzy. Po miesiącach tej procedury metal uzyskiwał konsystencję bardzo drobnego pyły, rodzaju proszku, zwanego bhasma.
Vaidya zaprowadził mnie do „apteki”. Rzędy mężczyzn siedzących na ziemi popychały do przodu i z powrotem stalowe koła w czarnej brei na dnie moździerzy. Na półkach stało pełno słoików, każdy z etykietą, na której umieszczono nazwę zawartości i datę produkcji. Vaidya powiedział, że po zakończeniu procesu wytwarzania proszki powinny stać przynajmniej przez dwa lata, zanim zostaną podane. Każde lekarstwo wymagało zatem co najmniej trzech lat przygotowań.
(...)
Wszystko zaczęło się od ojca i historii, która – jak mi powiedział zdawała się indyjską bajką.
(...)
Pewien sadhu imieniem Maharaj, jeden z tych, którzy żywili się tylko bananami i mlekiem, wziął go na ucznia i zachęcił do studiowania świętych tekstów ajurwedy. Przekazał mu też sekret dziwnego, czarnego proszku, który nosił zawsze z sobą w woreczku i którym leczył u ludzi choroby kości.
Kiedy Vaidya dorósł, jego ojciec został uzdrowicielem. Dzięki skomplikowanemu procesowi oczyszczania niektórych metali, którego nauczył się od Maharaja, utrzymywał swój zapas czarnego proszku i leczył nim różnych pacjentów.
(...)
Po latach dobrych rezultatów uzyskiwanych dzięki proszkowi Maharaya nagle nikt nie zdrowiał. Dopiero po pewnym czasie odkrył, iż to kwestia jakości miedzi. Ta uzyskiwana z nowych monet nie była już tak czysta jak ze starych. Dopiero kiedy ojciec zaczął używać miedzi pozyskanej z drutów elektrycznych, lekarstwo odzyskało skuteczność.”

Przytoczyłem kilka interesujących moim zdaniem cytatów dla uzmysłowienia iż to wszystko jest bardziej skomplikowane niż się może komuś wydawać.
Dodam jeszcze iż miedź stosowana w przewodach elektrycznych ma zupełnie inny skład niż ta choćby z przed II wojny światowej (warto o tym wiedzieć).

Moim skromnym zdaniem robiąc jakiekolwiek zakupy, czy analizy warto sprawdzać kilkakrotnie wahadełkiem lub przy pomocy innej metody czy to co mamy jest odpowiednie do naszych celów.
W ten sam sposób można sprawdzać przydatność, miejsce występowania surowca, czy rośliny etc.
Są to zbyt poważne sprawy aby pozwolić by przypadek decydował o wyniku.

Wracając do piramidy, a właściwie szklanki z wodą destylowaną – kto ma trochę więcej wiedzy wie iż każda woda zawiera metale (destylowana także) i że te metale można odparowywać etc.

Ze sposobów które są znane wydawać się powinno iż otrzymanie ORME z wody jest najłatwiejsze. I tak to robili esseńczycy z nad Morza Martwego z Qumran.
Natomiast pod świątynią króla Salomona w Jerozolimie (także bardzo blisko Morza Martwego) znajdują: „...odkryli zdumiewający labirynt krętych korytarzy i przejść. Prowadziły one do dużych pomieszczeń magazynowych oraz baśniowej krainy przemyślnie zaprojektowanych cystern i jaskiń*.” (cytat pochodzi z książki pt: Zapomniane Sekrety Świętej Arki Laurence Gardner).

Solanka jaka znajduje się w wielu miejscach pod ziemia w Polsce również zawiera bardzo dużą zawartość ORME (przykładowo Tężnie w Ciechocinku, w Konstancinie czy Inowrocławiu).

Dlatego ludzie uruchomcie swoje umysły i dodajcie swoją myśl aby przyczynić się do przepędzenia pomyleńców z zagranicy i ich lokai w Polsce którzy pod pretekstem szukania gazu łupkowego chcą zatruć nasze wody głębinowe.

Pozdrawiam
Zbyszek.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Forum www.polana.fora.pl Strona Główna -> Gdybanie :); systemy filozoficzne. -> ORME Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin