Forum www.polana.fora.pl Strona Główna   www.polana.fora.pl
Forum dyskusyjne Życie po życiu, Kontakt ze Zmarłymi, Odzyskiwanie Dusz, Oczyszczanie Energii, Egzorcyzmy, Świadome Śnienie, Oobe, Radykalne Wybaczanie, Rozwój Duchowy
 


Forum www.polana.fora.pl Strona Główna -> Budowa energetyczna; równowaga / zakłócenie; doenergetyzowania pola energii; -> "O Depresji inaczej" Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post "O Depresji inaczej" - Wysłany: Czw 9:33, 06 Mar 2014  
za_mgla
Mistrz Zmian



Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 4997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy

Płeć: Kobieta


Art posiada prawa autorskie.


O Depresji inaczej
Porady lekarza na pewno nie mogę zastąpić, ani ta praca, nie zastąpi głębszej analizy choroby przez medycynę, ale…
Natężenie stanu depresyjnego jest różne, zachwiania emocjonalne – złe samopoczucie powinno minąć następnego dnia, myśli destrukcyjne bytności pewnej części w nas, która zaczęła przeszkadzać w szeroko przyjętej bytności w społeczeństwie – mogą mieć miejsce, lecz należy obserwować siebie, aby myśl destrukcyjna – poprawiająca, nas nie przerosła.
Problem zaczyna się wtedy, kiedy myśli depresyjne zawładną naszym umysłem, mamy do czynienia wtedy z wjeżdżającym walcem, niszczącym i zamykającym nam dostęp do wyższych uczuć, racjonalnego myślenia, przyjmowania świata i jego bodźców, otoczeni jesteśmy czymś, co nie karze, nie narzuca, a jest w nas i po prostu nas „zjada” od środka.
W najlepszym przypadku, kończy się na płaczu, nad samym sobą, naszą dolą i sukcesem jest obecność osoby, która nie zakończy z nami dialogu na „ weź się w garść” – to bardzo mało, ponieważ osoba zaatakowana depresją odczyta te słowa, jako pretensje do niej samej, że sobie nie radzi. Ale w jaki sposób sobie poradzić, kiedy ta choroba bardzo długo była bagatelizowana przez medycynę, a dzięki temu osoby dotknięte depresją, wolały nie mówić o niej. Ze wstydu, z obawy odrzucenia, z poczucia bezradności, aż w końcu z braku siły zadbania o siebie.
Walec wjechał, zostaliśmy sami sobie, nie wiemy co się dzieje, zaczynamy myśleć wtedy tylko o jednym, o tym stanie, który nas rujnuje. Praca, dom, rodzina, bliscy, znajomi, wszystko poległo, a wczoraj było przecież tak radośnie, słońce, wiatr, śmiech dziecka, ludzie na ulicy – wszystko cieszyło.
A dzisiaj? A dzisiaj jest już mało ważne. Mało ważne stają się nasze uczucia, pragnienia, zachcianki, myśli, to co lubiliśmy słuchać, oglądać, dotykać, to co dodawało nam wiatru w skrzydła, nagle okazuje się czymś co nas odrzuca, wywołuje skrajne uczucia, wewnętrznie zabija.
Walec jedzie dalej, rozpycha się niczym wielka maszyna. Udajemy się do lekarza, w dobrym przypadku rozmowa trwa dziesięć minut, z czego pięć minut to sama formalność, przepisanie numeru PSL, wypisanie recepty na leki, i szybka instrukcja przyjmowania medykamentów. I dobrze, że na tyle było nas stać, aby przesiedzieć na poczekalni swoje, aby oglądać ludzi, którzy patrzą się na nas, bo przecież nic innego nie mają do zrobienia w danej chwili, a zainfekowany nasz umysł odbiera informacje, że wszyscy wiedzą o naszym schorzeniu, jestem słaby – słaba, jestem nijaki i nijaka. Samoocena zjeżdża w dół, jeszcze niżej, zastanawiamy się ile jesteśmy w stanie jeszcze wytrzymać. Dużo możemy wytrzymać, proszę państwa. Więc mamy już w ręku receptę i ciężką rozmowę za sobą, nasze myśli w ogóle nie zostały uspokojone, biegniemy do apteki i czeka nas kolejna niemiła niespodzianka, wzrok pani – pana mgr informujący nas, że wiedzą już.
Wracamy do domu, zaszywamy się w naszym pokoju, kącie, jedyną ochotę jaką posiadamy w środku to chęć zaśnięcia, odcięcia się od rzeczywistości, która nas gniecie. To nie rzeczywistość, a myśli nas gniotą. Sprawdzamy jeszcze, czy zasłonki dobrze zakryły wpadające promienie słońca, czy aby dobrze drzwi zamknięte, żeby tylko nikt nie wszedł i nie zaczął z nami rozmawiać.
Depresja nadal gniecie, odcina, zamyka no i te myśli jak walec gniotą do żywego.
A wystarczy tylko, razem już z tymi proszkami przepisanymi przez lekarza, spróbować stanąć naprzeciw siebie i zrozumieć, że to tylko myśli i im więcej będziemy z nimi pracować i im więcej będziemy z nimi walczyć, to będzie ich coraz więcej. Więc aby ich nie było w naszej głowie, to przestajemy myśleć na ich temat, powoli włączamy się w życie domu, on naprawdę nie zmienił się, a tylko walec chciał pokazać nam, co innego. Skupiamy się na danej, wykonywanej czynności, bo kiedy obieramy ziemniaki, nie myślimy przecież o innych rzeczach, aby nie skaleczyć się w palec. Jesteśmy ostrożni wtedy, potrafimy zadbać o siebie, lecz dlaczego tylko wtedy? Przy tych ziemniakach? Najłatwiej jest nie dbać o siebie, więc następnym ćwiczeniem będzie, odkrywanie tego nowego w rzeczy, którą kochaliśmy robić do tej pory, czy słuchanie ulubionej muzyki, czy robienie zdjęć, czy malowanie obrazów, pisanie, chodzenie na spacer, czy choćby leżenie i nie robienie nic. To jest nasze, to ulubione, znamy je doskonale dobrze, więc nie mamy czego się obawiać. Skupiamy się nadal na danej wykonywanej czynności, uświadamiamy sobie, że rzecz już znana, jest bezpieczna i lubiana przez nas samych. Ciągle pamiętając o myślach, że nie wchodzimy z nimi w żaden dialog. Pozostawiamy je bez żadnej ingerencji umysłu, nich sobie będą takie same sobie, identycznie je potraktujmy jak one nas potraktowały. One nas nie kochały, nie dawały ciepła, nie dawały radości, więc dlaczego to ja mam się nimi zajmować? Skoro nie dbały o nas. Na chwile musimy stać się sami dla siebie najważniejszymi istotami na świecie, kochajmy siebie takich jakimi jesteśmy, a nie jakimi chcieliby byśmy byli. Zapomnijmy o smutku i żalu – na to przyjdzie czas. Bierzemy nas siebie we własne dłonie i zaczynamy kochać, lubić i szanować, ponieważ nie ma nikogo innego najważniejszego na świecie oprócz nas samych, dopiero później wchodzą na miejsca kolejne osoby z otoczenia, małżonkowie i dzieci, bliscy i znajomi, bo kiedy my sami będziemy „zatruci” w sobie, to wtedy nawet najbardziej cierpliwa osoba nie będzie z nami szczęśliwa. Czy chcemy tego? Oczywiście, że nie. Więc nie myślimy o myślach, a nasz umysł nie podąża za myślami.
I zaczyna nas wtedy otaczać spokój, zauważamy, że walca depresji już nie ma w nas, gdzieś te niekochane nas myśli, zostały pogubione po drodze i dobrze!
Wystarczy tylko jeszcze jedno zrobić, wrócić do lekarza i oznajmić, że daliśmy radę, a On już nam wytłumaczy w jaki sposób odstawić przepisane leki na depresję, której już nie ma.
Jeżeli sami nie zadbamy o siebie, to nawet super leki nie załatwią sprawy, ani super wymiatająca pani wiedźma nie posprząta za nas, ani niewiadomo jaki bioenergoterapeuta nie uczyni cudu radości bycia w świecie i odbieraniu go, takim jakim znaliśmy go przed depresją, bądź zupełnie nowym, a zdobytym już przez nas nowym doświadczeniem, świata myśli jaki nas też otacza.
Pokochajcie siebie sami, to nie boli, a wznosi.

Ewa Matrzak


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez za_mgla dnia Czw 9:36, 06 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 9:00, 07 Mar 2014  
Eve
Gość








Święta prawda. Dodam od siebie tylko, że aby wyjść z depresji, to potrzebna jest też praca nad emocjami, naszym postępowaniem i myśleniem, które wprawiło nas w tę depresję. Inaczej historia może się powtórzyć.
 
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 10:10, 07 Mar 2014  
Gość









Lecz przeważnie potrzeba drugiej osoby, która chorej pewne sprawy uświadomi i będzie wspierać duchowo. Samemu wyjście z depresji graniczy z cudem.
 
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 10:21, 07 Mar 2014  
Kahlan




Dołączył: 15 Lut 2014
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Manchester
Płeć: Kobieta


Wyprzedziłeś mnie Mirku Smile Ja sama miałam depresję to mogę coś o tym napisać. W życiu człowiek sobie samemu nie da rady. Ja potrzebowałam albo drugiej osoby albo izolacji od świata, a jak wiadomo to drugie jest niemożliwe...


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 12:42, 07 Mar 2014  
za_mgla
Mistrz Zmian



Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 4997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy

Płeć: Kobieta


bywa tez i tak, ze pomagajacy i wspierajacy nie maja tylu sil, aby byc obecnym w naszym chorowaniu, badz nie maja na tyle cierpliwosci i sily, aby poprostu byc.
Moj depresant wygladal tak, ze chcialam zostac sama z mozliwoscia tylko i wylacznie mojego podchodzenia blizej do spolecznosci.
nie zostalo to zaakceptowane przez spolecznosc. a to wynikalo z nie zaakceptowania mojej wewnetrznej samotnosci, czasami uwielbiam uciekac w cisze, spokoj, samotnosc.... zdrową samtnosc.

tak czasami wyczytuje artykuly pt Moja JA gonitwa do Ja itp, wiele prac tych starszych informuje, o obecnosci kilku Ja w jednym.
wiec w moich Ja obecny jest tez depresant, czy jest to smutne? a moze uwladczajace? a moze jeszcze zbijajace ponizej najnizszej? nie, na pewno wzmocnilo, uszlachetnilo i dalo wiedze.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 13:25, 07 Mar 2014  
Kahlan




Dołączył: 15 Lut 2014
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Manchester
Płeć: Kobieta


Dlatego tak trudno znaleźć kogoś kto pomoże. Dlatego tylu ludzi nie wytrzymuje i popełnia samobójstwa. Do każdego trzeba podchodzić indywidualnie i niestety nawet mój mąż nie mógł mi pomóc. Z rodziną nawet wolałam o tym nie rozmawiać bo znam ich na tyle dobrze, że wiem co by powiedzieli. Poza tym czasami chory sam odrzuca pomoc bo oczekuje czegoś innego. Czegoś, czego nikt nie może mu dać.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 15:54, 07 Mar 2014  
Gość









Większość chorych oczekuje, że terapeuta całą pracę odwali za niego. Dobry terapeuta potrafi zmusić pacjenta do myślenia i działania. Większe efekty osiąga osoba, która nie bierze za swoją pracę wynagrodzenia tylko robi to od serca.
 
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 15:57, 07 Mar 2014  
Eve
Gość








Tylko ty możesz to samej sobie dać. Dla mnie depresja, to jest całkowite odcięcie się od własnej duszy i tego, co ona nam szepcze.
A to, że człowiek nie da sobie rady, to nieprawda. Ja wychodziłam z depresji sama. Może nie znalazłam właściwego psychologa, tylko takich, którzy sprawę olewało? Lekarz wolał przepisać leki i do widzenia, bo tak prościej. A może po prostu taka moja droga tutaj, że ja zawsze muszę wszystko sama i po swojemu i inaczej nie wychodzi? W każdym razie ktokolwiek by przy tobie nie był i nie wiadomo jak by tobie pomagał, robotę w depresji odwalasz ty sam. Czasem samemu jest prościej, czasem trudniej, ale samemu można.
 
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 16:10, 07 Mar 2014  
Kahlan




Dołączył: 15 Lut 2014
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Manchester
Płeć: Kobieta


U mnie było tak, że sama przyciągałam do siebie nieszczęścia i przez to traciłam wiarę w poprawę, co znowu przyciągało kolejne złe wieści i tak się zapętliłam. Nie bardzo wiedziałam jak znowu stać się optymistką skoro nic się nie udaje. Ale jest w tym coś dobrego, bo mnie to wzmocniło. Teraz już wiem jak z tym walczyć, a nawet jak unikać lawiny nieszczęść.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 16:11, 07 Mar 2014  
Gość









Bo lekarzowi, ani psychologowi nie zależy abyś była zdrowa. Masz się leczyć i kasę zostawiać.
Napisałaś, że sama wychodziłaś z depresji. Nie wiem czy dobrze rozumiem. Miałaś kilka wpadnięć w nią?
 
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 16:20, 07 Mar 2014  
goga
Starszy Wojownik Światła



Dołączył: 16 Lut 2014
Posty: 318
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy



Eve napisał:
może po prostu taka moja droga tutaj, że ja zawsze muszę wszystko sama i po swojemu.Czasem samemu jest prościej, czasem trudniej, ale samemu można.


cała ja ....choć przez Innych zawsze odbierane było to jako przekora, upór... ale w końcu zrozumieli, że ja taka jestem,
rozwiązuję wszystkie osobiste problemy sama, dyskutując i analizując w myślach : )


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 16:39, 07 Mar 2014  
Gość









Kochana Ewuniu,
dziękuję za arta i za temat.
Dziękuję wszystkim, którzy piszą w temacie.
Aniu Kahlan, przytulam Cię kochana Smile

Ludzie zazwyczaj boją się tego tematu a nawet słowa "depresja" bo ono stygmatyzuje i to w oczach niektórych stygmatyzuje na zawsze jako coś nieuleczalnego.

Mniej więcej do połowy roku 2005 uważałem się za dziecko szczęścia. W co tylko ręce włożyłem, wszystko się udawało. Pieniędzy w bród. Ambitne cele zawodowe do przodu. I tak dalej.

Siedziałem w rozwoju duchowym już parę lat, zdążyłem zostać Mistrzem Reiki, pomagałem ludziom. Każdy kolejny rok był lepszy od poprzedniego.

Aż przyszła refleksja. Jak tak dalej będzie szło, to byle jaka przeciwność losu, drobiazg stanowiący uciążliwość na drodze życia, może stać się tragedią nie do przeskoczenia dla dziecka szczęścia.
I może mnie zabić.
Chyba zacząłem się wtedy modlić do Boga o drobne przeszkody w życiu, dla ćwiczenia. Nie jestem tego pewny, nie pamiętam, wycofałem to całkiem ze świ8adomości.

Przyszły sytuacje kryzysowe. Jedna sprawa, druga, trzecia, czwarta ....
Wiedziałem z psychologii i psychologii klinicznej, bo czegoś takiego kiedyś się uczyłem z ciekawości, że co najmniej kilka z moich problemów potrafiło zabić różne konkretne osoby i zabijało.
A mnie te problemy zaatakowały równocześnie!

Wiedziałem, że tylko spokój może mnie uratować. Nie miałem na kogo liczyć, jeśli chodzi o wsparcie, bo mi nie było potrzebne proste pocieszanie, a ludzie ponad to przeważnie nic nie umieją.
Wiedziałem z kolei, że jeśli oddam się w łapy medyków a nie daj Boże klinicystów, to będzie to mój koniec. Bo oni są jednak głównie od aplikowania charakterystycznych stygmatyzujących tzw. leków, które są trujące i uzależniające, a prawdziwych specjalistów w Polsce, pracujących jako psychiatrzy jest pewnie kilku. Najwybitniejsi już dawno nie żyją, myślę o profesorach Antonim Kępińskim i Kazimierzu Dąbrowskim.

Dużo dawała mi hibernacja procesów życiowych.
To polega na robieniu tylko tego co trzeba a poza tym niczego.
Jeździłem do pracy, zarabiałem na utrzymanie rodziny myłem się, coś jadłem i spałem całą resztę czasu.
Albo siedziałem przed kompem.

Przyszedł czas w którym nie miałem już tyle pracy co dawniej i nie musiałem wychodzić z domu. Zauważyłem, że ta hibernacja życia naprawdę skutkuje zatrzymaniem procesów życiowych.
Gdybym tak postanowił, to zasnąłbym z intencją śmierci we śnie. I już nigdy bym się nie obudził.
Jak sobie to uświadomiłem to zacząłem weryfikować to wszystko z osobistego punktu widzenia i z punktu widzenia swojego losu.
Co mam zrobić? Dlaczego?Czy tak miało być? Po co ten cholerny wzrost, jeśli teraz jest spadek do zera?

Miałem sen.
We śnie usłyszałem swoje pytanie zadane Bogu:
Czemu to wszystko mi się wydarza?
I nagle usłyszałem głos Boga, który odpowiadał:
Spuściłem na Ciebie te wszystkie dopusty, bo nie dałbyś sobie nie będąc zahartowany, w kolejnym etapie życia, który będzie bardzo trudny, a Ty będziesz w nim potrzebny ludziom.

To było jak błysk.
Rozumiem.

Od tamtej pory minęło kilka lat.
Robię swoje.
Lata upływają, a ja jestem coraz zdrowszy, coraz szczęśliwszy, coraz lepiej mi idzie finansowo itd.

Jak to mówią, nie można narzekać. Aczkolwiek nie mam wszystkiego czego pragnąłem w okresie prosperity - bo wiem, że to były rzeczy, jakie przeszkadzałyby w realizacji moich prawdziwych celów życiowych.

Staram się stabilizować i trwać jak skała.
Bo idą czasy, gdy ludziom będą potrzebni ludzie jak skała.
Więc jestem.
 
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 16:42, 07 Mar 2014  
Eve
Gość








Długo się to ciągnęło więc nie wiem, czy to można nazwać "wpadnięciem". To był długi i mozolny proces grzebania w sobie. Raz było gorzej, raz lepiej. Ale gdy się wie, że te uczucia nie są na zawsze, że po dole przychodzi góra, jest łatwiej.
 
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 17:06, 07 Mar 2014  
Kahlan




Dołączył: 15 Lut 2014
Posty: 509
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Skąd: Manchester
Płeć: Kobieta


No właśnie ja się wstydziłam o tym mówić bo ludzie zazwyczaj dziwnie później patrzyli i jakoś tak coraz mniej znajomych się robiło...
Tradition zaczynałeś podobnie jak ja. Dziecko szczęścia, aż w końcu zrobiłam coś wbrew sobie i wszystko się zaczęło walić. Z tym, że ja nie byłam niczego świadoma. Nie miałam pojęcia co robić, byłam daleko od rozwoju duchowego. Próbowałam sama wyjść z tego ale mam męża pesymistę, który tylko mnie dobijał. Nie pracowałam więc był taki okres, że z domu wychodziłam raz w miesiącu na większe zakupy... Znajomi nas nie odwiedzali za często aż w końcu przestali i nie dziwię się, bo ja już nie wiedziałam jak się mam zachować i nawet nie miałam o czym rozmawiać. Próbowałam polubić samotność ale nie miałam co ze sobą zrobić. W końcu zaczęłam medytacje i była poprawa do póki mój mąż nie wrócił z pracy... Ja powinnam zarazić męża optymizmem ale role się odwróciły. A swoim nastawieniem tylko kopał mi większy dół. Przez wiele lat chciałam się z nim rozstać bo czułam, że ten związek mnie zabija i nie wiedziałam dlaczego nie mogę tego zrobić... teraz na szczęście już wiem. To doświadczenie mnie wzmocniło. A doszło do tego, że mąż staje się powoli optymistą, a ja pomagam mu spełniać swoje marzenie.


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pią 17:11, 07 Mar 2014  
Gość









Jesteś mocarzem Aniu.
Wielki szacun!
 
Powrót do góry  

  Forum www.polana.fora.pl Strona Główna -> Budowa energetyczna; równowaga / zakłócenie; doenergetyzowania pola energii; -> "O Depresji inaczej" Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 3  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin