Forum www.polana.fora.pl Strona Główna   www.polana.fora.pl
Forum dyskusyjne Życie po życiu, Kontakt ze Zmarłymi, Odzyskiwanie Dusz, Oczyszczanie Energii, Egzorcyzmy, Świadome Śnienie, Oobe, Radykalne Wybaczanie, Rozwój Duchowy
 


Forum www.polana.fora.pl Strona Główna -> ...i my jestesmy Twórcami... -> Relacje z eksploracji tubylczych realu
Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
  Post Relacje z eksploracji tubylczych realu - Wysłany: Pon 14:03, 15 Mar 2010  
Grey Owl
Gość








Zaczne od zapisow archiwalnych mego znojnego dorobku Wink

CIENKA GRANICA MIEDZY KORZYSTANIEM Z WOLNOSCI A RZADZENIEM

Stale obijamy sie o problemy wynikajace z faktu naduzywania prawa do wolnosci. Chce sie z Wami podzielic moja wizja / pigulka, jaka mnie nawiedzila kiedys w goraczce poszukiwania wlasciwych slow podczas dyskusji o wolnosci.

Mialam kolege, ktory apostolowal wsrod znajomych o wolnosci. Uswiadamial "strasznym (drobno)mieszczanom w ich strasznych mieszkaniach" - Galczynski - ile tradycji i zasad moralnych jest ukryta twarza zniewolenia. Tropil jej maski.

Gdy poznalam go blizej, zobaczylam ze uzywa swego prawa do wolnosci wedlug okreslonego schematu. Schematu zabawy synow amerykanskich milionerow zwanej BANG. Z dwoch przeciwleglych koncow toru rusza na siebie samochodami dwoch bananowcow. Ktory pierwszy nie wytrzyma i skreci w bok - ten przegral.

U apostola wygladalo to np. tak.
Jest u ciebie z wizyta. W pewnej chwili mowi: "Zrob kromala" i wcina. Jestes u niego. Po dluuugiej nasiadowce, podczas ktorej apostol o jedzeniu nie wspomni, prosisz o zrobienie kromala. Slyszysz: "Zrob sama, przeciez jestes wolna. Ach te mieszczanskie upupiajace - Gombrowicz - konwenanse ! Juz dawno moglas sobie zrobic."
Jesli teraz w poczuciu wolnosci od konwenansow robisz jesc tylko sobie - potraktowany zostajesz spojrzeniem dla grzesznika sobka (bron Boze tym dla kobiety, ktora nie wykonuje swych obowiazkow domowych !).
Sam u Ciebie oczywiscie bedac nie wstawal "zrobic sobie kromala", tylko o niego prosil...

Przyszlo popoludnie, w ktorych apostol nas znow nawiedzil. Po kolei cala rodzina padla juz do lozek. Nad ranem wyciagnelam z rekawa asa atutowego i opisalam jak on gra w BANGA. Daremnie. Szczelna impregnacja.

Dorzucilam drugiego asa, definicje wolnosci z Kotarbinskiego. Przytaczajac z pamieci : "Prawdziwe poczucie wolnosci ma swiadomosc wlasnych ograniczen, ktore wynikaja z respektowania prawa do wolnosci innych." No coz. Lodz apastola byla z drzewa balsa i miala jeszcze grodzie pelne powietrza. Niezatapialny.

Wtedy ujrzalam wizje / pigulke.
Dlugi korytarz. Po obu stronach drzwi jedne przy drugich. Dwuskrzydlowe. Kazde z pomieszczen za drzwiami, to przestrzen wolnosci jednego osobnika. Gdy wychodzac otwiera sie skrzydlo przekraczajac kat 90 stopni, sasiad obok moze drzwi otworzyc jedynie pod katem ostrym. I dalej analogicznie przez malejace wielkosci kata, gdy coraz trudniej sie przecisnac, az do otwarcia drzwi o 180 stopni, gdy sasiad jest juz uwieziony.
Apostol przygladnal sie narysowanemu schematowi, wysluchal objasnien i wstal gwaltownie. Zaczal chodzic po pokoju wte i wewte. Rzekl : "Musze to sobie przemyslec. Poruszylo mnie to bardzo." I wyszedl.

Za pare dni spotykamy sie. Mowi mi : "To nie jest tak jak mowisz. Twoje racje sa pozorne. Ale jak sama wiesz, jestes w slowach lepsza ode mnie. Nie wygram z toba."

Jak kazda wizja, takze i moja nie kazdemu musi byc przydatna. Mnie sie przydala.
Nauczylam sie, ze nieustanne, a wystarczy i zbyt namolne, przekonywanie do swoich racji juz jest ograniczaniem czyjejs wolnosci. A gdy jeszcze usilujemy ukarac w jakis sposob nieprzekonanego humorami i tendencyjnie wykreconymi slowami, znow przekraczamy granice zniewolenia.

Byl potem taki jeden geometra, ktory zrozumial przypowiesc tak, ze przeciez obydwoje moga miec drzwi otwarte rozwartokatnie w realu...


NIEMIECKA REFLEKSJA

Przyszla do mnie refleksja, jakis czas temu - i nie opuszcza mnie. Od roku pracuje w Niemczech opiekujac sie starszymi niedoleznymi osobami. Prowadzac z nimi rozmowy, w jakis sposob tez duchowo towarzysze im w przygotowaniach do smierci. W busach, ktorymi dojezdzaja do podopiecznych opiekunowie (95% to kobiety) prowadzimy sobie rozmowy. Wiekszosc z nas nawiazala osobiste relacje z podopiecznymi, tez glownie kobietami - bo zyja dluzej. One czekaja na nasz powrot, pytaja o nasze sprawy, okazuja wdziecznosc. My wozimy im z Polski wlasne dzemy, wiejska wedline, miod.
A ta refleksja przylepka?
Pierwsze i drugie powojenne pokolenie Polakow, glownie kobiet - pomaga ostatniemu przedwojennemu pokoleniu Niemcow, glownie Niemek, w czasie przygotowan do ostatniej podrozy. Herr Gott ! Ale KTOS nasztrykowal w tym gobelinie Muster !

Niedlugo pozniej gdy to napisalam, zdarzyla mi sie wznioslo-nizinna sytuacja w realu.
Frau Klara, u ktorej wtedy pracowalam, zawsze bardzo przezywala ostatnie dni przed moim kolejnym wyjazdem. Powtorzylo sie to tez i wtedy.
A Frau Klara cierpiala na zaparcia. Czasem przesiadywala tak sobie na troniku 2-3 kwadranse, a w miedzyczasie sobie gwarzylysmy. No i Klara rzekla : "Mona, jak ty tak wytrzymujesz ze mna, daleko od swoich, kraju. Ja wiem, ze tak zarabiasz, ale tak wogole...?" Odpowiedzialam jej podobnie jak w tekscie powyzej uwypuklajac fakt, ze patrze sie na to co robie w szerszym planie zycia ludzkiego. Wcisnelo Frau Klare w fotelik. Milczala, oczy powilgotnialy. Nagle z fotelika dobiegl oczekiwany dzwiek. Klara rzekla : "Tak mnie poruszylo to co powiedzialas, ze ruszyl stolec."

P.S. Nie pytalam dlaczego Klara mowi do mnie jakby z wloska: Mona, a nie Jola. Podoba mi sie.


EKSPERYMENT SCIENNY

Przez lata doprowadzal mnie do pasji rodzaj odbioru kobiecych cial jako publicznej wlasnosci traktowanej pogardliwie.
A wiec tez i zdjecia, co do ktorych nikt nie mial watpliwosci, ze nie naleza do sztuki aktu.
Takie jak w szafkach na odziez robocza oraz w miejscach zbiorowego przebywania ludu roboczego. Nie wiedzacego co czyni...
Ale potem to samo zaczelo pojawiac sie nawet w biurach, urzedach.
A to juz bylo jeszcze zupelnie cos innego...
Kiedy jeszcze kiedys zobaczylam zdjecie nieszczesnej Marylin w ustepie sasiada na scianie przy ktorej stala muszla - trafil mnie szlag bezradnosci i postanowilam przeprowadzic eksperyment.
A wlasnie na jakis czas zatrzymal sie u nas kuzyn z dwoma corkami.

Poprosilam kolege Jedrusia, nauczyciela rysunku w liceum, o poszukanie jakiegos ciekawego zdjecia meskiej pieknosci ubranej tylko w swoja skore.
Dzieciaki wtajemniczylam w cel eksperymentu. Czekaly niecierpliwie.
Wreszcie zjawil sie oczekiwany Jedrus z rulonem pod pacha. Rozwinal go.
To bylo cudo !

W starej stodole przeswietlonej smugami slonca wpadajacymi pomiedzy deskami, na kopce siana siedzial sobie luzacko, przepiekny brunet z seledynowymi oczami.
Szczuply, wysoki, zgrabny jak cholera. W bialych zebach zdzblo trawy. Lokcie na opalonych udach.
Patrzyl wprost na widza i jakby pytal : " I co ty na to ?"

Od dnia kiedy plakat 100 x 60 zawisl na scianie w stolowym pokoju, dzieciaki witaly gosci juz w korytarzu. A tak nachalnie krecily sie kolo nich i zagladaly w oczy, ze zdziebko ich to dziwilo.

Po wejsciu do pokoju nastepowal chwilowy paraliz i brak tchu. Zazwyczaj. Z chlubnymi wyjatkami.
Potem nastepowal przewaznie jakajacy komentarz.
Mialam tylko jedna odpowiedz : "Znudzily mi sie juz baby z kalendarzy. W koncu nie jestem rzadszej orientacji."
Najbardziej typowa odpowiedzia bylo : "No wieesz... ale goly facet?... na scianie w stolowym?... i dzieci?..."
I tu wlaczaly sie wlasnie dzieciaki. Jak na haslo.
Dlaczego ?
Bo co ?
A czemu ?
Po takiej serii, w oczach druzgocacej ilosci doroslych, zaczynal krecic sie kalejdoskop zniecierpliwienia, oburzenia i checi ucieczki z trudnej sytuacji...
Zazwyczaj w tym momencie stwierdzalam : "Dzieciaki od urodzenia ogladaja gole panie i chyba im nie zaszkodzilo. Szkoda nerwow."

Najtrudniej przezyl te sytuacje sasiad z Marylin w ustepie.
Powiedzialam mu, ze ja mezczyzn tak szanuje, ze w ustepie ich nie wieszam, zeby na nich nie pryskalo...

Nauka i zabawa byla przednia.
Uswiadomilam tez dzieciakom, ze jeszcze kilkadziesiat lat wczesniej, za taki eksperyment bylabym jako kobieta skonczona towarzysko.
Rzecz zostala gleboko przezyta...
Do dzis wspomina niekiedy trojka doroslych juz ludzi, te trudne do przezycia dla niektorych chwile.
Z usmiechem rozbawienia i sympatii kierowanym do mnie...


Ostatnio zmieniony przez Grey Owl dnia Pon 18:39, 15 Mar 2010, w całości zmieniany 2 razy
 
Powrót do góry  

  Post Eksploracje realu - Wysłany: Wto 16:10, 16 Mar 2010  
Grey Owl
Gość








MEGABLAMAZ

Z psiapsiolka Krycha wybralysmy sie w niedziele na najlepsze paczki do "Wisienki". Siadlysmy na pieterku. I standard : herbata + 2 paczki.
Po chwili w przestrzen wkracza niedzielna para w oparze wody kolonskiej. On ascetyczny, zylasty, polerowana lysina, wydatny nos, ciemny garnitur z wieszaka. Ona : myszka, trwala na baranka, karminowa szminka na ustach "w ciup", marszczona sukienka z pufkami, w rozyczki i zajebiscie zielone listki. Herbata z cytryna, male palce odgiete od szklanek.
On - cos nawija autorytarnie, Ona - wsluchana, wpatrzona, czasem kiwnie glowa...

Dorwalysmy sie do Nich bezlitosnie. Co za lok ! Co za wzrok ! Ale ciuch ! Jaki ruch !
Na pieterku pojawia sie Tadzio w aureoli bujnych kruczoczarnych lokow, niesamowicie dowcipny kolega z Klubu PTTK. Dosiada sie i slucha chichrajac czasem polgebkiem.
A ja nawijam w natchnieniu : "Pancio na pewno jak pastor z opowiadania Makarczyka zwraca sie do zony w lozku ``Zono, racz przyjac pozycje matrymonialna``. Ciekawe jakie maja dzieci ?"
Tadzio chichra sie coraz glosniej i w koncu mowi :"To ja teraz cos dodam : to sa moi rodzice."


O PATRIOTYZMIE INACZEJ

Kiedy ten esej pisalam, mialam tylko niejasne przeczucie czym to sie u mnie skonczy. Wtedy skupialam sie bardziej na realu i obrazowosci sformulowan.
Dobrze jest zachowywac efekty swojej tworczosci. Po czasie wzmacniaja zaufanie do wlasnych przeczuc, jako do zrodla rzetelnych informacji.


O patriotyzmie inaczej


Niedawno rozmawialam z ambitnym i patriotycznym kolega.
Jak wielu z nas boi sie i gardzi sasiadami ! W jakiej to klatce schodowej przyszlo nam zyc !
Dookola Oni : Niemcy. Czesi, Ukraincy, Rosjanie. Niebezpieczni, falszywi, gorsi. A w srodku my, z czystymi rekami, sercami i wyjatkowa historia.
Gdy staralam sie wybielic troche obraz sasiadow i urealnic poziom wlasnego samopoczucia - o malo nie zostalam wyproszona przez niego z domu.

Nie wiem czy te strachy nalezy rozpatrywac w kategoriach patriotycznego obowiazku, lecz w zwiazku z nimi czuje sie w bezprzymiotnikowym imperatywie podzielenia sie mymi refleksjami.

*
* *

Pamietam dzieckiem - jak sasiadom rzucalo sie smieci pod prog i wysmiewalo rowno : zwyczaje slaskie i zaburzanskie, mowe twarda i miekka. Jak walczyly ze soba kwartaly ulic tak samo biednych i zasmarkanych wyrostkow. Jak stale lomotala sie klasa "a" z klasa "b" - dziewczyny tez.
Jednak gdy przez ubita ulice, na ktorej toczyla sie walka, przejezdzal rozklekotany "Star", na boki pospolu pryskaly brudne kury, koguty i dzieci. Za "Starem" zostawal tuman, ktory przykrywal wszystko, a w nim calosc wracala szybko do normy znow dzielac zywe na kury, koguty, ludzi i tak dalej.

*
* *

Pamietam z jaka radoscia dostrzegalam przez okna kolonijnego pociagu pierwsze kochane kominy. I zapach dymow.
Jak nie wyobrazalam sobie wyprowadzki z MOJEJ ulicy, przy ktorej na krawedzi chodnika od poczatku swiata sterczaly dwa ukosne kamienie. Opierajac sie o nie - mozna bylo plotkowac i upewniac sie w sobie godzinami. Z tego strategicznego miejsca doskonale widac bylo nasze dwie klatki schodowe, psia laczke i zdziczaly sad cygana. Nasz swiat.
Moze nie od rzeczy bedzie dodac, ze obydwa kamienie byly namietnie obsikiwane przez wszystkie dzielnicowe kundle. One tez musialy stale potwierdzac swoja swiatowa obecnosc. Pamietam ciagle zmieniajacy sie ksztalt granic zaciekow. Raz byla to Europa, innym razem Australia, a kiedys na pol dnia wylonila sie Atlantyda.

Gdy przeprowadzka stala sie faktem, latami wracalam w stara dzielnice, lowic z bijacym sercem kazdy znajomy zapach, dzwiek. Do dzis pamietam niepowtarzalny pisk drzwi do mieszkania mojego pierwszego dziecinstwa.
Pamietam bol, gdy wszystko stopniowo zmienialo sie. Zniknela psia laczka, ogrodki, sad. Wszystko stawalo sie coraz bardziej nie moje.

Po pogodzeniu sie z przeprowadzka, nadal nie wyobrazalam sobie zmiany miasta, potem - regionu, na koniec - kraju. Dzis trudno mi sobie wyobrazic, bym na stale opuscila kontynent.

*
* *

Nauczona jednak doswiadczeniem mysle, ze moj patriotyzm malejac lub rosnac (niepotrzebne z punktu widzenia skreslic), zatrzymac sie moze gdzies na poziomie galaktycznym. Biorac zas pod uwage mozliwy do dyspozycji czas, byc moze przed smiercia gotowa bede zmierzyc sie spokojnie z patriotyzmem megagalaktycznym.

Jesli nie - to umre ze strachu przed smiercia.


Ostatnio zmieniony przez Grey Owl dnia Czw 20:02, 22 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
 
Powrót do góry  

  Post Jak Eugeniusz podrywal Lucje - Wysłany: Nie 8:14, 28 Mar 2010  
Grey Owl
Gość








Siostra mojej Babci - Lucja, byla tez nauczycielka. Gdy przeszla na emeryture zamieszkala z nami. Aniol rodziny.

Mijaly lata, a Jej uczniowie jeszcze stale Ja odwiedzali. Z kwiatami, czekoladkami...
Miala -12 dioptrii i gdy wchodzil uczen do Jej pokoju, wstydliwie udawala ze poznaje juz od progu.

Pojechalam kiedys do Katowic kupic Tacie jedwabny krawat. Mizeria komunizmu. Pech. Remanent. A na wystawie krawat. Ten.
Wrocilam na Pl. Andrzeja na przystanek szostki. Siadam na skwerku, czytam. Przysiada sie jakis pare lat starszy i nawija :"Co to za ksiazka?" CIEKAWA (zeby nie przeszkadzal). "A moge zapytac o czym?" NIE (zeby zniechecic).
On po chwili :"Prosze sie na mnie nie gniewac, ja nie podrywam tylko tez lubie ksiazki. Pani z Katowic ?"
Zmieklam: przyjechalam po krawat dla taty, ale remanent w prywaciaku. On :"To ja moglbym pomoc. Pracuje niedaleko tego sklepu w Centrostalu, moglbym wyskoczyc rano i dostac zanim ktos inny go kupi." Pokusa duza. Zgodzilam sie. "To ja sie przedstawie. Eugeniusz S. A pani ?"
Wyskoczylo mi : Lucja L.
On : "Jakie piekne imie !! A moze niech pani nie jedzie juz do Katowic, tylko ja do pani gdy wygospodaruje czas. Konczymy juz na dniach projekt."
No nie...facet prosil sie jednak o sciecie...i dalam adres.

Minelo wiele dni, zaczynalam zapominac o Eugeniuszu.
Niedziela, siedze w moim pokoju i nie mam pojecia co dzieje sie za zamknietymi drzwiami. A tam...dzwonek.
Otwiera siwiutenki Tato, na progu facet z bukietem i pudelkiem. "Czy tu mieszka Lucja L.?" Tak tak, ciocia jest u siebie, troche zaziebiona i lezy w lozku, wiec prosze do niej tedy..."To pani Lucja jest pana ciocia ?" No niedokladnie, tylko tak mowie do niej. "Acha." Ciocia bardzo sie zawsze cieszy z odwiedzin. Tato puka :"Ciociuu, uczen do ciebiee !" i otwiera drzwi. Gieniu slyszac to wolanie juz zaniepokojony przeszedl przez prog i... wtedy juz calkiem zwatpil : To jakies...to jakies niep... Ciocia wpadla w slowo : Aaa, poznaje, poznaje, wejdz kochany blizej prosze. Zobacze czy mocno sie zmieniles... Gieniu sie juz zwija : Ja przepraszam bardzo, ale JA pani nie znam, to jakies...jakies...(obraca sie do Taty)...ja nie do pani... Tato : Jak to nie ! Co pan powiedzial w drzwiach ! ...poznalismy sie w Katowicach... na przystanku...przywiozlem jej krawat.... "Dla niej ?" wola Tato. "Nie...nie...alez skadze...chyba...dla pana..." "Dla mnie ?! Chyba ?!"
Gienio umierajac juz prawie : Nnno ta pani miala czarne wlosy...szczupla...okolo 20 lat...
Tato : Zaraz...zaraz...zaczynam rozumiec...Jola ! To jej sprawka ! Chodz no tutaj natychmiast ! - wywolal mnie z pokoju i kontynuowal zaperzony :
Czlowiek jechal godzine, przywiozl kwiaty z krawatem, a ty sobie z nas wszystkich dutkow robisz ! Wytlumaczysz wszystko temu czlowiekowi kto tu jest kto, ale najpierw zaparzysz czlowiekowi herbaty, albo kawy, bo widac ze ledwo zyje przez ciebie.
Wie pan, moja corka miewa szalone pomysly, a my potem chodzimy skolowani i swiecimy oczami przed ludzmi! No, niech sie pan juz odprezy. Przykro mi, ze pana tak przestraszylem...
No niech pan sam powie co my z nia mamy...
 
Powrót do góry  

  Post Eksploracje realu : "Natrectwa" - fragmenty - Wysłany: Pią 10:27, 23 Lip 2010  
Grey Owl
Gość








Natrectwa



W drugim tygodniu urlopu przestalam juz robic cokolwiek.
Ostatnim wysilkiem podrzucilam sie z Malym mamie.

A urlop i wypowiedzenie wynegocjowala mlodziutka doktor Mariola, jedyna ktora w swej mlodosci prawie uwierzyla, ze nie symuluje.
Starsi lekarze podejrzewali lenistwo, rozpuste lub jakis inny obrzydliwy nalog. Zahartowani na poborowych, zdecydowali po naradzie w oddzielnym pomieszczeniu, ze zwolnienia wstecznego bez hospitalizacji nie dostane.
I odeslali do pokoju nr 4 podrzucajac mlodej lekarce zabe.

Doktor Mariola zajela sie mna z nieufnym zainteresowaniem.
Najpierw podsunela test na depresje. Powiedzialam ze go znam i czulabym sie zle wypelniajac go. Zrobilo sie dziwnie przez chwile...
A potem nastapily apele. Pani ma dziecko. Trzeba wziac sie w garsc. Musicie z czegos zyc, wiec trzeba pracowac.
Usmiechalam sie do niej z glupia wyrozumialoscia.

W koncu pani doktor zaryzykowala.
Wyszla w mojej sprawie z przychodni, mnie kazac czekac w holu.
Doktor Mariola przeszla potem pare przecznic Starowki i dotarla do gabinetu zywego pomnika agenta PZU - mojej dyrektorki.
I odbyl sie targ : caly urlop w tym i za cztery bumelki, a w zamian moja prosba o zwolnienie.

Po powrocie doktor Mariola dala mi papier kancelaryjny i dopilnowala rozpoczecie drugiego punktu umowy. Potem musialam prawie przysiac, ze prosto od niej pojde do kadr. Otrzymalam jeszcze cieple zyczenia powrotu do formy.

W kadrach juz na mnie czekano i skwapliwie wreczono zgode na miesieczne wypowiedzenie.

W ten oto sposob rozpoczelam moje dlugie prywatne chorobowe.
Po najgorszych dniach zaczelam robic notatki - element autoterapii.



* * *

najlepiej wogole sie nie ruszac. wtedy wszystko cokolwiek pomysli sie - - - przechodzi przeze mnie, a cokolwiek zaczyna sie stawac - - - znika.
ktos mowil :

"Boje sie. Nikt
dotyka mnie.
I swietliste krolestwa zawiesza
u stop."

swietliste ... ?

* * *

Nalog przebierania rozanca literek oczami.
On moglby laczyc ze swiatem jak dotad, lecz po przeczytaniu paru zdan nieodmiennie budzi sie we mnie armia antycial dla wzorcow, dla ktorych jestem antywzorcem. Albo uderza czyjes opisywane cierpienie.
Kochane ksiazki !
Rece rzucaja wami po scianach, a rozum i wychowanie wstydza sie tego...

* * *

Mijaja dni bez daty, imienia, godzin. Glownie pije i niespiesznie zauwazam jak jest mnie mniej. To interesujaco dziwne tak przygladac sie sobie gapowato na lozku, ponizej glowy w dol, albo czasem nawet jakby z gory...
Wszystko co obejmuje wzrokiem po odrzuceniu koldry jest nie moje. A juz najbardziej stopy. Wpatruje sie w nie dlugo, chcac przywolac poczucie wlasnosci...
Ale najlepiej nic nie chciec, nie pragnac.
Czasem nagla mysl : "uciekaj !" Krotka panika, a potem zdziwienie : "do czego ?"
Koniec zdarzenia.

* * *

Leniwe przypomnienie :

"Czulosc - jest - w dobijaniu smiertelnie ranionych
do brzegu, o ktorym zywi nawet nie slyszeli."

Kto to napisal ?
Zastanawiam sie tepo, czy oni czule dobijaja do brzegu, czy sa tak czule dobijani ?
Czy moze istniec sentymentalny kat ?
I znow :
przychodzi rozpacz, pozniej strach i rozrywaja mnie bez czulosci...

* * *

Ty bizantyjska podejrzliwosci in blanco i post factum ! Ty bezsenna paranojo ! Ty ledwie drzemiace perpetuum mobile !
Wieczny asekurancie, co ze strachu przed wszystkimi, nie pozwalasz sie rozwinac wlasnemu embrionowi. Widze go w twoim brzuchu, jak trzymasz go w niedorozwoju na granicy smierci i owijasz, owijasz kokonem ...

Plakalam nad toba i pytalam : co z toba zrobili ?
Teraz warcze i pytam : co z soba zrobiles glupcze ? Co ze mnie chciales zrobic ?

* * *

Czesto przysypiam, o cudzie, bez snow - lecz ockniecie to powrot koszmarow.
Z gory na dol, z dolu, od srodka - wedruje bol. I wszystkie mysli swiata. I walka : z pamiecia, tym bolem, zimnem... Nie wiem kiedy minie, kiedy wroci...

* * *

"Pamiec.
Coz po pamieci ?
Wiernosc.
A czemu ?
Wyobraznia...

Pamieci - zdradz mnie !
Wiernosci - zapomnij !
Wyobrazni - opusc !

Lecz... gdy zapomne :
byc zbrodniarzem,
byc klamca,
byc uleglym,
byc tajniakiem -
zostane nimi."

Ho, ho ! W tym calym rozpierdolu cos stworzylam !

* * *

Powinnam COS robic. Szukam kartek. O ! Sa dwie pozolkle i olowek.
Teraz odpoczne ...
A potem wezme sie za pisanie.

Rozlaza sie po katach ledwo uladzone mysli, i takie sa glupie, lub oczywiste, albo tylko dla mnie ...
Papuc ciagle zsuwa sie z golej nogi i znow mi jest zimno. Wlaze do zbarlozonej poscieli.

* * *

Kazdorazowe przymuszenie do aktywnosci przywraca pamiec spraw, od ktorych chcialabym uciec na koniec swiata. Odganiam je, lecz wciaz wracaja jak natretne muchy przed burza.

* * *

"Czulosc - jakbys odnalazl w wyludnionym domu
bukiecik wlosow na scietej poscieli
jest - w dobijaniu smiertelnie ranionych
do brzegu, o ktorym zywi nawet nie slyszeli."

Uciekam w mokry sen z drgawkami przebudzen, kiedy to ze wszystkich sil staram sie skupic na obrazie cienistego lesnego strumienia ze slonecznymi blyskami. Czasem udaje mi sie uslyszec dolem jego szklany szmer, a gora poszum galezi.

* * *

Zwlekam sie z barlogu i przerzucam ksiazki od sasiadki Elzusi.

Czytam : " Matka Justysi widziala w nim SOLIDNEGO chlopca. ZACZAL PRAKTYKE u rzemieslnika." Brrr.

Biore lekture Malego : "Pani Welcom trzymala sie DZIELNIE jak MEZCZYZNI, NIEUSTANNIE otaczajac CZUJNA opieka swego POLPRZYTOMNEGO goraczkujacego SYNKA. Mezczyzni SPOGLADALI na nia ze CZCIA."
I jeszcze : "W KOBIECYM odruchu zaczela..."

W ludzkim odruchu rzucam - klnac szpetnie - te laurki i lukrecje. Ten PRZEMYT HEROINY dla Heroin.
Bo ja nie jestem ani czujna matka, ani polprzytomnym dzieckiem.
Jestem pasozytem i nie mam prawa do nic nierobienia. Pif-paf. Trafione. Zatopione.

* * *

O Bogowie ! Znalazlam ksiazke do czytania ! Historia budowy Zeppelina !

Z radoscia przesuwam oczami po druku, zdjeciach, rysunkach ...
NIC mnie nie meczy, NIC nie straszy.
Znow trzymam nitke do Swiata -Najwiekszego z Balonow.

Bardzo szybko zapominam co przeczytalam.
Zeppelin staje sie moja niekonczaca sie historia.
Mijaja wspaniale godziny.
Z rozkosza czytam od srodka ... i znow poczatek ...
Analizujac szczegoly rysunkow wodze po nich palcami, staram sie przeniknac niedomowienia starych zdjec.

Podgrzewam i zjadam zupe.
Spie czternascie godzin.

* * *

Codziennie stwarzac sie na nowo i zazebiac przeszlosc z przyszloscia. Dla ilu ludzi to zaden problem, samo im sie robi !

U Vonneguta Eliot Rosevater czytal ksiazke "Maniacy w czwartym wymiarze" autorstwa Kilgora Trouta.
Bohaterami byli ludzie chorzy z przyczyn lezacych w czwartym wymiarze i dlatego trojwymiarowi lekarze nie potrafili sobie z nimi poradzic.

* * *

cdn.


Ostatnio zmieniony przez Grey Owl dnia Pią 10:29, 23 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
 
Powrót do góry  

  Post Re: Eksploracje realu : "Natrectwa" - fragmenty - Wysłany: Pią 23:06, 30 Lip 2010  
za_mgla
Mistrz Zmian



Dołączył: 26 Gru 2009
Posty: 4997
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 28 razy

Płeć: Kobieta


Grey Owl napisał:
Natrectwa

* * *

Kazdorazowe przymuszenie do aktywnosci przywraca pamiec spraw, od ktorych chcialabym uciec na koniec swiata. Odganiam je, lecz wciaz wracaja jak natretne muchy przed burza.

* * *


najpierw przeczytalo MiSie ....... lecz wciaz wracaja jak naturalne........ i to pozwolilo, abym w miszmaszu, w ktorym sie znajduje, wylapala dalsza tresc calego zdania.
wiec natretnosc w naturalnej musze wg mnie wyglada tak:
jak wszystkim wiadomo mucha leci do slodkiego zapachu, ktory okazuje sie kałem.
wiec pozwole sobie w stanie miszmaszu, powachac tylko slodki zapach, a kał ominac szerokim łukiem.
bo to zawsze kiedy sie ruszy to smierdzi, czasami ruszam jak ta mucha, zeby sie troche rozkawalilo - majac nadzieje, ze pomimo uwalonych lokci od roboty, zakwitnie piekny kwiat.
wiec niech kwitnie, a ja sobie posiedze, pozniej poleze, wstane, umyje sie i pojde dalej...tup...tup... ale najpierw sobie poleze i posiedze, poogladam siebie, stopy tez, a co? ciekawe, kto na nich biegal przede mna.
hmm chyba nie jest tak zle, pod stopami zielona trawa z kroplami rosy, jej chlod, swiezosc to masaz dla czola i srodkowej jej czesci. no dobrze, polerze sobie, posiedze, popatrze.
odpoczne? nie, ciagle odpoczywam.....

Smile


Post został pochwalony 0 razy
 
Zobacz profil autora
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Sob 15:49, 07 Sie 2010  
Grey Owl
Gość








Natrectwa cd.


* * *

Wchodzi mama z talerzem : - Opamietaj sie, tak nie mozna ! -
(milczac mysle : co nie mozna? WSZYSTKO mozna)
- Po co cie chowalam, leczylam z chorob ?! -
(no wlasnie)
- Teraz wszystko idzie na marne ! -
(tak, marne)
- A dziecko ? Co z nim ? -
(przeciez mysle o tym dzien i noc)
- Ale ja mam pecha cale zycie ! Tylko mnie to moglo spotkac ! No niech ktos teraz zaprzeczy ! -
(ktosiowi sie nie chce)
- Dlaczego u mnie nigdy nie moze byc normalnie ? -
(no, dlaczego ?)
- Popatrz jak ty wygladasz i te twoje wlosy ! Kto cie taka przyjmie do pracy ? -
(jed-nak ko-cham cie ko-cha-na ma-mu-siu ...)
- Ty chyba jednak naprawde zwariowalas ? -

Zaczelam prosic o cisze i zeby zostal ze mna tylko talerz jak go dla mnie przyniosla, wreszcie zawylam : aaaaaa !!
Poskutkowalo. Przerazona uciekla.
Jeszcze dzis, jutro opowie to swojej Elzbietce. Swoja wersje.
Spokoj, spokoj za wszelka cene ... wtem zwierzak pyta we mnie : a jak zaraz po kogos pojdzie ?
Jak pies wsluchuje sie w dzwieki mieszkania ... slysze drzwi lodowki : aha, dzis jeszcze nie poszla po nikogo ...
Ach, jak ona wspolczuje sobie ! Przewrotnie sie ciesze, ze jej nie zawiodlam, bo ja znowu zawiodlam. Ach, walcze z ochota zemsty na talerzu ...

* * *

Moje cierpienie to kara za zle sprawowanie i nie jest warte wspolczucia. Na domiar sprowadzilam cierpienie na niewinna i to ona jest godna wspolczucia. I uda sie po nie niezwlocznie do kazdego, ktory chetnie wyslucha.
Nawet gdyby zdarzyl sie cud i darowane mi zostalo prawo do cierpienia, bo do jego tajemnicy tego juz nawet cuda nie przewiduja, to ona taka zdruzgotana dwoma wojnami, bieda, chorobami, wiekiem - jednak funkcjonuje, a ja nie ...
CZYM przebije ten argument ?
Tak wiec moje zycie to kara, a po smierci, jej przedluzenie za zle sprawowanie podczas odbywania kary.

* * *

Ktos inny nie przejmowalby sie tymi cyklicznymi oskarzeniami tak bardzo. Lecz we mnie te straszne slowa wpadaly jak olow : gleboko, na dlugo i na bardzo powaznie.
Obijaly sie echem, zlobily tajemne korytarze, ktorymi wyciekaly sily zyciowe.
Zdarzyl sie tez czas, ze bardzo dokladnie sledzilam wszystkie dokumenty rodzinne i zdjecia, porownywalam rysy, sylwetki, ksztalt paznokci ...
Proceder ten powtarzalam.
A noca wbiegaly na palcach przedsenne marzenia podlane romantyczna lektura o zaginionych i odnalezionych, oskarzonych i uniewinnionych ... i piescily zbolala dusze do zasniecia.
Czasem wyobrazalam sobie mame nad moja trumna : szlochajaca z zalu i wreszcie pojmujaca ... wtedy usypialam zalana lzami szczescia i samowspolczucia ...

Ile jest ksiazek o bolesnym, O BOLESNYM dojrzewaniu chlopcow !
A o dziewczat ?

Chyle czola przed waszym przedwojennym pokoleniem nisko, do samej ziemi, lecz boje sie waszej paranoi. Wlasna wystarcza mi az nadto.

* * *

Czlowiek.
Gdzie sie skryl ? Wprost go nie znajduje choc tak wypatruje ...
A w ksiazkach ? Jak niewiele ich dla mnie ...
O wiekszosci moge jak o weglu : orzech sredni, drobny, groszek.
Czy czlowiek to tylko jego tworczosc ? Tylko w dziele sie urzeczywistnia, a poza nim to pusty zezwlok ?
Kazde dluzsze zetkniecie jest narastajacym nieporozumieniem.
Wierzyc Norwidowi ? Nie widze, ze czemus to sluzy procz zatraceniu bez dyjamentu na dnie ...

Sami - to wieczna tesknota za drugim, prawda i pokojem.
Spotkanie - a plyna belkotliwe komunaly i czai sie zanadrze. Jesli trwa dluzej, to raj pozorow zamienia sie z wolna w czysciec, pieklo.
Zanim sie w tym zorientujesz i przekonasz, ze to nieodwolalne - dlugo i daremnie walczysz o trwanie tego piekla jakby wciaz jeszcze bylo rajem ...

Martwi w martwej literze sa zywi, a zywi martwi. Lzy nad zadrukowanymi kartkami, skurcze serca w kinie. Bialy prostokat porusza do glebi mnie i tych obok, a nawzajem widzimy w sobie tylko zajete krzesla.
Przed kinem za rece chwyta tylko chlod, a przez cialo przechodza czastki neutrino.

* * *

To kto do licha krzywdzi, jak wokol chodza tylko sami skrzywdzeni !?
Wszyscy tyle razy sie zawiedli, ze starzejac sie zdobywaja fantastycznie niepodwazalne alibi dla swojej wscieklej nieufnosci.
Tego typu starosc nadchodzi szybko, czasem juz u 25-latkow rozpoznac mozna tego typu pelny uwiad starczy.
A lista ludzi podlych wyglada tak samo jak lista samoobslugowych kurew robiona przez swiat na ktorym kurwiarzy wogole nie ma.

Czyli ja tez musze krzywdzic, nawet kiedy tego nie chce i tego nie wiem ...

Kurwa, jak mam przezyc, to musze te ludzkie bzdury przemyslec sama od poczatku !

* * *

cdn.
 
Powrót do góry  

  Post  - Wysłany: Pon 10:16, 08 Lis 2010  
Grey Owl
Gość








Dancing z panienkami


Intymnosc, mrok
przymglony wzrok
melodia nastrojowa
Objeci w pol
z glowami w dol...
kazdy swe mysli chowa

Wciagniety brzuch
czerwony ciuch
i buty od kumpelki
kieliszek raz kieliszek dwa
i puste dno butelki

Ten stary grzyb
co znowu zbrzydl
nie schodzi dzis z parkietu
Play boya gra
i ciagle gna
od stolu do bufetu

Wiec pijmy trzy
za lepsze dni
i za tych co odchodza
za mlodosc zla
za dzieci swe
te co sie nie urodza...
 
Powrót do góry  

  Forum www.polana.fora.pl Strona Główna -> ...i my jestesmy Twórcami... -> Relacje z eksploracji tubylczych realu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)  
Strona 1 z 1  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

   
  
 Napisz nowy temat  Odpowiedz do tematu  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001-2003 phpBB Group
Theme created by Vjacheslav Trushkin
Regulamin